Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie przyjęta do szpitala pacjentka skarży się na Latawiec: lekarz nawet mnie nie zbadał

RED.
Do naszej redakcji wpłynął list od pacjentki szpitala Latawiec w Świdnicy. Skarga ta została wysłana również do NFZ, Starostwa Powiatowego i Rzecznika Praw Pacjenta.

- 6.października o godzinie 8:00 zgłosiłam się do SOR w Regionalnym Szpitalu Specjalistycznym "LATAWIEC" w Świdnicy z powodu urazu stawu kolanowego. Urazu doznałam 9 godzin wcześniej, a z racji że mąż był w pracy, niezwłocznie po jego powrocie pojechaliśmy do szpitala. „Latawiec” wybrałam, ponieważ jest to najbliższy szpital w którym znajduje się ortopedia - pisze Ewelina Kubiak.
- Przy ladzie rejestracyjnej rozmawiała ze mną pani Natalia, która to po otrzymaniu informacji, że zgłosiłam się z urazem stawu kolanowego, powiedziała że to nie jest stan zagrożenia życia i takie rzeczy załatwia się w rejonowej przychodni. Nie wstała nawet w celu obejrzenia kończyny. Mąż zażądał rozmowy z lekarzem. Pani Natalia zadzwoniła po lekarza, ale osoba, która z nią rozmawiała przez telefon odmówiła przyjścia i zbadania mnie. Mąż powiedział, że nie mają prawa w taki sposób nas odsyłać i żąda żeby lekarz przyszedł i jak nas nie chce przyjąć napisał nam odmowę przyjęcia pacjenta, ale odmówiono nam. Pani Natalia przy tej rozmowie używała argumentów, że uraz nie jest świeży, że to nie jest rejon i mam jechać do rejonu, bo przecież chodzę. Widząc, że nie jestem w stanie uzyskać pomocy, ani nawet potwierdzenia, że w tym miejscu byłam, postanowiłam pójść do dyrektora placówki. Pana dyrektora Grzegorza Kloca spotkaliśmy w drzwiach i od razu wraz z mężem przystąpiliśmy do poinformowania o zaistniałej sytuacji, o braku uzyskania pomocy medycznej, ale pan dyrektor rozłożył ostatecznie ręce, stwierdził że nie jest w stanie nic na to poradzić i odesłał nas do dyrektora ds. lecznictwa, pana Zbigniewa Kubiaczyka. Do pana Kubiaczyka mąż poszedł sam ponieważ ja już nie byłam w stanie dalej iść z powodu bólu i opuchnięcia kończyny. Rozmowa z panem dyrektorem przebiegała podobnie jak z panem Klocem, z taką różnicą, że mąż chciał potwierdzenia, że w ogóle byłam w szpitalu, skoro nikt nie jest w stanie nakazać im podjąć wykonywania zakontraktowanych świadczeń. Pan Kubiaczyk zadzwonił do SOR i tutaj cytat z rozmowy: „Jasiu, czy możesz napisać panu karteczkę, że tu był?”, usłyszał odmowę. Pan dyrektor rozłożył ręce i stwierdził, że nie jest w stanie pomóc. Po pomoc udałam się do innego szpitala, gdzie bez słowa sprzeciwu udzielono mi jej - czytamy w piśmie.
Pani Emilia domaga się od szpitala wyjaśnienia, dlaczego odmówiono jej udzielenia świadczenia zakontraktowanego z NFZ? Dlaczego ocena stanu pacjenta odbywała się za metrowej lady i nikt obejrzał jej nogi, z którą, jak zauważa, mogły dziać się różne stany zagrażające zdrowiu i życiu, chociażby istniejące ryzyko zatorowości.

O komentarz poprosiliśmy dyrektora szpitala. Grzegorz Kloc odpisał nam, że rzeczywiście feralnego dnia spotkał się z autorami skargi "w drzwiach", był bowiem w drodze do NFZ i skierował ich do swojego zastępcy.
- Wyjaśnienie ewentualnych nieprawidłowości nastąpi zgodnie z procedurą skargową obowiązującą w naszym szpitalu - zapewnia dyrektor.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na strzegom.naszemiasto.pl Nasze Miasto