Strzegom: 32-latek znęcał się nad matką

Wyzwiska, popychanie, siniaki, kolejne ciosy, które spadały na jej ciało. Przez ponad rok to była codzienność dla 56-letniej mieszkanki Strzegomia. Nad kobietą od dawna znęcał się jej własny, rodzony syn. Ofiara jednak nie chciała sprawy zgłaszać na policję.

Pobił, bardzo dotkliwie
32-letni Franciszek G. „za kraty” trafił jednak dopiero w ubiegłym tygodniu. – Choć sąsiedzi i rodzina namawiali kobietę do tego, żeby już wcześniej zgłosiła sprawę na policję, ofiara się na to nie godziła – wyjaśnia nam Marek Rusin, prokurator rejonowy.

W styczniu syn tak dotkliwie pobił własną matkę, że trafiła do świdnickiego szpitala „Latawiec”. – Kobieta została przyjęta ze złamaniem nosa i stłuczeniem mózgu – mówi prokurator.
Wtedy miarka się przebrała. Sprawę zgłoszono na policję. 32-latek został zatrzymany. – Ze względu na bezpieczeństwo kobiety zawnioskowaliśmy do sądu o zastosowanie trzymiesięcznego tymczasowego aresztu dla mężczyzny – informuje prokurator.

Jednak biegli sądowi psychiatrzy orzekli, że mężczyzna najpierw musi trafić na leczenie. W poniedziałek, 26 stycznia mężczyzna opuścił szpital. Został już osadzony w Areszcie Śledczym. Przedstawiono mu już także zarzut znęcania się nad matką. Mężczyźnie grozi do 5 lat pozbawienia wolności.

Bijemy coraz więcej

Do takich sytuacji w strzegomskich domach dochodzi coraz częściej. Obecnie ponad 110 rodzin objętych jest tzw. „niebieską kartą”. Nie znaczy to, że są to wszystkie potrzebujące pomocy rodziny.
Wśród ofiar przemocy zdecydowanie przeważają kobiety. Tylko 11 mężczyzn ma w naszym mieście założonych „niebieską kartę”.

Kilka miesięcy temu do walki z przemocą w Strzegomiu został powołany zespół interdyscyplinarny. W jego skład wchodzą pracownicy Ośrodka Pomocy Społecznej, policjanci, kuratorzy sądowi, pedagodzy i przedstawiciele służby zdrowia. Zadaniem zespołu jest objęcie opieką zarówno ofiar, jak i sprawców przemocy.
Ci ostatni nie pozostają jednak bezkarni. Większość spraw trafia do sądu. A kaci swoich bliskich kierowani są na leczenie, coraz częściej trafiają też do aresztu.