Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Strzegom: Piotr Grajny z Gwiazdą Iraku

Karol Kotarski
O misji w Diwaniji z Piotrem Grajnym, odznaczonym medalem „ Gwiazda Iraku” rozmawia Grażyna Kuczer.

Uczestniczył Pan w misji w Iraku…

Piotr Grajny: Tak. Wyjechałem pod koniec lipca w 2005,a wróciłem w styczniu 2006r. Uczestniczyłem w 5 zmianie Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Iraku. Stacjonowaliśmy w bazie Diwanija, stolicy irackiej prowincji Kadisija.

Jest Pan z zawodu kierowcą. Lubi Pan swój zawód. Wyjazd do Iraku to marzenia, konieczność, czy chęć przeżycia czegoś niezwykłego?
Splot różnych okoliczności spowodował, że wyjechałem do Iraku. Z jednej strony była to możliwość zarobkowania, a z drugiej – chęć zdobycia doświadczenia. A ponieważ jestem żołnierzem, więc przede wszystkim obowiązek.

Co zatem należało do Pana obowiązków?
Byłem powołany jako kierowca i wykonywałem zadania związane z ochroną bazy, na posterunku przy głównej bramie wjazdowej. Do naszych zadań należała kontrola osób wchodzących i wychodzących oraz pojazdów wjeżdżających na teren bazy. Na moje szczęście całą misję spędziłem w bazie, w warunkach pokoju.

Irak to inna strefa klimatyczna. Czy wysoka temperatura nie przeszkadzała w wykonywaniu zadań? Jak sobie radziliście z upałem? Trzeba było się przyzwyczaić. W ciągu pierwszych dziesięciu dni przechodziliśmy kwarantannę. Także mundury mieliśmy dostosowane do klimatu. Sprawdzały nam się. Zaś nocowaliśmy w 2-3 osobowych campach. Baraki były klimatyzowane, więc nie było źle.

A sprzęt?
To była już piąta zmiana, więc i sprzęt był coraz lepszy. Bazowaliśmy na naszych polskich honkerach. Później były to już skorpiony - przerobione, wzmocnione, uzbrojone. Do naszej dyspozycji był też sprzęt amerykański m.in. hummery - terenowe wozy patrolowe używane przez amerykańską armię.

Z pewnością też nawiązywaliście kontakty z miejscową ludnością…
Jako ochrona przy bramie, kontaktowaliśmy się z ludnością miejscową. Kontrolowaliśmy na posterunku przy bramie ponad 200 osób, Arabów, którzy wchodzili do pracy w bazie i wychodzili po pracy. Posługiwaliśmy się językiem angielskim. Zauważyliśmy, że Arabowie szybko uczą się języków. Oprócz tego, że ponad 200 arabów wchodziło na bazę, to paru z nich pracowało z nami na posterunku przy bramie jako tłumacze, ponieważ firmy amerykańskie wystawiły właśnie Arabów, do komunikowania się z zewnętrznymi firmami. Spędzaliśmy z nimi codziennie 3- 4 godz. na dobę.

Jak traktowano Polaków ?
Bardzo dobrze. Polaków bardzo lubiano. Nikt nie był do nas wrogo nastawiony. Dużo rozmawialiśmy.

O czym?
Rozmawialiśmy o życiu w Iraku i o życiu w Polsce. Wymienialiśmy się poglądami. Jak to mężczyźni, rozmawialiśmy przede wszystkim o samochodach, o różnicach cen w paliwie. W Iraku mają tanie paliwo. Jeden z Arabów narzekał, że po zniesieniu dyktatury Saddama Husajna mieli stuprocentową podwyżkę cen paliwa. Więc pytam, ile to paliwo kosztuje? On jeździł starym BMW o stulitrowym baku. Opowiadał, że wcześniej za dolara tankował dwa razy bak, a teraz - po podwyżce - tylko raz. Zapytał mnie, ile w Polsce za dolara się zatankuje. Trochę się zdziwił, kiedy mu powiedziałem, że za dolara w Polsce nie kupię nawet litra paliwa. Nie wierzył, więc musiał zapytać paru jeszcze Polaków. Sprawdzał, czy mówię prawdę.

Życie na bazie rodzi tęsknotę za rodziną… Czy codzienna służba umożliwiała kontakt z rodziną?
Tak, każdego dnia. Z moją rodziną miałem codzienny kontakt. Mogłem z nimi porozmawiać telefonicznie i przez Skype. Bardzo tęskniliśmy za sobą i te pół roku nie miało końca.
Tęskniłem bardzo, zwłaszcza pod koniec. Czas dłużył mi się, wyciągał się w nieskończoność. Często żona mnie podtrzymywała na duchu, a ja żonę. I wreszcie powrót do domu. Ale po powrocie była jeszcze jedna misja.

Gdzie?
W Libanie. Też pół roku. Dodam, że przed Irakiem byłem rok czasu na misji w Macedonii.

Nieźle. I wreszcie życie wróciło do normy…

Tak. Nareszcie jestem w domu. Rodzina nam się powiększyła. Gdy byłem w Iraku mieliśmy jednego syna. W tej chwili mamy trójkę dzieci, a ja cały swój czas wolny poświęcam rodzinie.

Plusy i minusy wyjazdu na misję…

Plusy to ekonomia - można podratować budżet domowy. Można też zdobyć doświadczenie. Minusem była odległość od domu, od moich najbliższych. Żona nie była zadowolona z tych wyjazdów. Wszystkie obowiązki spadły a nią.

Co oznacza dla Pana medal „Gwiazda Iraku”?
Na pewno wyróżnienie, wielkie wyróżnienie. Chociaż muszę powiedzieć, że na medal zasłużyła moja żona. Za odwagę trwania, oczekiwania, tęsknotę i radość z mojego powrotu.

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na strzegom.naszemiasto.pl Nasze Miasto